Świder też nadaje się dopływania dłuższych dystansów. Wystarczy wsiąść w krótki kajak i od razu odległości nabierają większego znaczenia. Tym razem postanowiliśmy przy okazji takiej wyprawy zobaczyć jak wygląda rzeka w górnym odcinku. Płynęliśmy na trasie Latowicz – Mlądz.
Na samym początku, w Latowiczu Świder jest małym kanałkiem ze średnią ilością wody – nadaje się do płynięcia, ale nie ma co tutaj oczekiwać atrakcji turystycznych. Dla kajakarza urozmaiceniem podróży są progi o wysokości od pół do jednego metra – a jest ich do Starogrodu prawie 20…
Tuż za Latowiczem z lewej strony wpływa rzeczka Jemielne – jak na nasz osąd – na wiosnę można się nią zainteresować. Po około 3 km także z lewej wpływa Budziska Struga o wielkości jak poprzednio. W okolicach Starogrodu Świder łączy się z kolejnym lewym dopływem – Rydynią (gdzie indziej nazywana Rudnią) – już raczej na pewno będzie przez nas atakowana. Zaraz za Starogrodem z prawej strony wpływa Piaseczna, na którą zasadzałem się wiosną, ale okazała się za mała nawet wtedy 🙂 Tak samo z Sienniczanką, która także z prawej strony zasila wody Świdra – niestety za małe cieki…
Gdy w Sufczynie do Świdra wpadnie z lewej strony Struga – rzeka staje się już dość poważna i po przenosce przez zastawkę za wsią, rzeka zmienia charakter. Z ładnie uregulowanego kanału płynącego wśród pól, teraz staje się tym Świdrem, który znamy: świdruje i kręci pośród lasów, podcina drzewa i brzegi – przez co nabiera znanego nam klimatu.
Za Dobrzyńcem robimy sobie przerwę obiadową z paleniem ogniska i tradycyjną kiełbaską “z kija”. Podczas przerwy łapie nas jedyny tego dnia deszczyk, który kończy się całkowicie już po naszym zejściu na wodę. Dla ścisłości wspomnę ostatni dzisiaj dopływ lewobrzeżny – Pogorzelską Strugę, łączącą się ze Świdrem półtora kilometra za zaporąw Woli Karczewskiej. Do Mlądza dopływamy w doskonałych humorach, Kazikowi zachciewa się jeszcze szukać wrażeń pod mostem kolejowym dlatego płynie dalej. Z tego powodu ogólny dystans pokonany dzisiaj wyszedł nam 63 km w ciągu 9 godzin 50 minut, a Kazikowi – 70 km w 11 godzin.

[do góry]