02.07.2009 Wisła na trasie Sandomierz – Góra Kalwaria. Całe 208 km, chyba żaden amator kajakarstwa w Polsce jeszcze tyle nie zrobił jednego dnia. Skład skromny: Kazik R. i ja, ale taki jest najlepszy na długie wyprawy – nie ma tutaj miejsca na tworzenie grupek i czekanie na ociągających się. Przez 19 godzin i 50 minut musieliśmy utrzymać niezłe tempo – wyszło przeciętnie 10,5 km/h. Jeśliby chodziło o statystyki to lepszą mieliśmy pierwszą setkę – 8h39 min. Później niestety było ciut słabiej. Zaczęliśmy bardzo wczesną porą, więc świt i wschód słońca widzieliśmy już na wodzie. W miarę wysoki stan wody w Wiśle, słaby wiatr w twarz i długi dzień sprzyjają takim wyprawom. Mimo, że przerwy techniczne staraliśmy się organizować w miarę regularnie – co 3 – 3,5 godziny oraz nie przedłużać ich najgorszym naszym wrogiem okazało się niewyspanie. Nie przespaliśmy poprzedniej nocy więc senność i znużenie spowolniło nas troszkę przed południem – przez to straciliśmy trochę impetu. W związku z tym, że do Góry Kalwarii nie udało nam się dotrzeć przed 20:00 pod koniec zwolniliśmy już do ok 9 km/h. Po Górze Kalwarii jest tylko jedno miejsce skąd można było nas odebrać – Karczew. Jednak z powodu późnej pory, niewyspania, no i zużycia rąk (co widać na ostatnim zdjęciu 🙂 zdecydowaliśmy się na zakończenie wyprawy w Górze Kalwarii. Jak się okazało pierwszy “tubylec” dowiedziawszy się o naszej wyprawie (dystans i czas) stwierdził że wolno płynęliśmy i ogólnie słabiutko – no cóż, różni chodzą…. 🙂
Podsumowując wyprawę wiem, że w przyszłym roku będę chciał poprawić “rekord”, wiem jakie były tym razem niedociągnięcia, no i oczywiście wiem, że jeśli będzie to możliwe będę płynął znowu w towarzystwie Kazika. Zawsze warto pływać z lepszymi od siebie – wtedy człowiek jest w stanie się lepiej zmotywować i wycisnąć z siebie więcej sił. Przy okazji taka wyprawa wspaniale wentyluje umysł – można się doskonale zrelaksować psychicznie.
Zapraszam do krótkiej relacji zdjęciowej.
PS. relacja Kazika ze spływu jest na stronie Fundacji KiM

[do góry]