Rano 11.10.2015 było dość zimno jak na tę porę roku.
Termometr pokazywał -5 więc to była słaba zachęta do wyjścia z domu przed 7 rano.

Ale jak już się umówiliśmy to nie ma wybacz – trzeba być konsekwentnym. Wyjeżdżamy z Alicją, po drodze zabieramy Maćka – będzie dzisiaj świeżakiem, po czym jedziemy na metę do leśniczówki Bogatki nad Jeziorką. Tam spotykamy się z Markiem, który zabiera ze sobą Longina. To nasz drugi świeżak, tyle że ma już ciut doświadczenia.

Ustalamy trasę z Lesznowoli do Łosia. Popłyniemy wolniej a dokładniej, wszak świeżaków trzeba czegoś nauczyć, coś im pokazać.

Startujemy z nieczynnej MEW – już nikt nie pamięta kiedy ona w ogóle działała 🙂 Efektowny zjazd po betonowej pochylni i jestem w wodzie. Na samym początku wita nas kilka dość wysokich zwałek, na których mogę pokazać jak się je pokonuje oraz oczywiście pomóc wszystkim przejść przeszkodę. Na dalszym odcinku zwałek już nie jest aż tak dużo, a przynajmniej nie są one zbytnio wymagające. Jedna z kładek wygląda apetycznie i tam zatrzymuję się robiąc zdjęcia kolejnym uczestnikom kajakowego spaceru. Potem kilka zakrętów i przepięknych jesiennych widoków, dla których zawsze warto zrywać się o świcie.

Pierwszą przerwę posiłkową robimy pod mostem w Prażmowie. Mamy na liczniku 8,3 km pokonane w jakieś 2h50min.
Wszyscy mieli kiełbaski, więc rozpalamy ognisko, oczywiście tradycyjnie – z krzesiwa a nie z jakiejś mainstreamowej zapalniczki – tak byłoby za łatwo 🙂 Lekkie podsumowanie strat – są niewielkie – jedna utopiona czapka, potargane włosy i mnóstwo czepiających się nasionek jakiejś roślinki nadrzecznej. Kiełbasa z ogniska w takich okolicznościach jest przepyszna, ale to dopiero połowa naszego dystansu. Ruszamy więc dalej.

Za chwilkę widzimy pięknie odrestaurowany stary młyn, który jeszcze rok temu chylił się ku upadkowi. Teraz nowy właściciel praktycznie go odbudował i urządził tu wygodne mieszkanka.

Ostatnim pięknym akcentem naszej niedzieli jest pokonanie bobrzej tamy, która ma ponad metr wysokości. Wygląda to bardzo efektownie i robimy piękne zdjęcia.

Jeszcze kilka małych zwałek i jesteśmy z powrotem w Łosiu. To już koniec zabawy na dzisiaj. Na moim GPSie jest 16,78 km zrobione w 5 godzin 51 minut. Wynik jak wynik, ale ważniejsza jest wiedza jaką nabyli świeżacy 🙂