Pilica, Wisła 05.06.2011 – lightowo, treningowo
Spływy 2011 June 6th, 2011Tym razem połączyliśmy spływ treningowy (długi dystans) ze spokojnym, trochę nawet leniwym płynięciem. Trasę 72 km spędziliśmy w 8,5 godziny, więc jak widać nigdzie się nie spieszyliśmy. Odcinek z Białobrzegów do Góry Kalwarii spędziliśmy głównie na opalaniu się i obserwacji tzw ludności tubylczej, która tłumnie wyległa nad rzekę.
W składzie Kamyki – Ola i Krzysztof, Kazik i ja ruszyliśmy w nieznane o dzikim poranku – 8:40 rano. Już na starcie wiedzieliśmy że czeka nas zmaganie się z siłami wściekłej przyrody i od razu nasmarowaliśmy się kremem z filtrem numer 30. Kapelusze na głowę i można ruszać na podbój dzikiej rwącej Pilicy…
Pierwszy przystanek już po 1:40 (godziny) – rozprostowanie obolałych stawów, głęboki odpoczynek, regeneracja utraconej energii- znaczy spacerek z kanapką w ręku :). Po kilkunastu minutach wracamy na trasę, musimy odzyskać utraconą pozycję wśród kajakarzy na dwójkach z wypożyczalni. Torując sobie drogę, z nie lada trudem wychodzimy na prowadzenie…. co za sukces !!! wyprzedziliśmy chyba wszystkich, hurra 🙂
Po półtora godzinie morderczej walki ze szlakiem Pilicy robimy kolejną przerwę. Jesteśmy już za Warką. Chyba dzisiaj skończymy…
Za jednym z kolejnych zakrętów widzimy moment w którym jedna z ekip na dwójce robi klasyczną półeskimoskę – znaczy pokazują dno kajaka i wypływają spod niego. A nie mówiłem, że Pilica niebezpieczną jest? Pomagamy nieznajomym pozbierać się do kupy i płyniemy w siną dal. Przed nami jeszcze długa trasa…
Już na Wiśle po dwugodzinnym płynięciu bez przystanku musimy odpocząć… To ponad nasze siły tak płynąć i płynąć. Ile można? Znowu byczymy się na jakiejś wyspie i uzupełniamy straty energetyczne (czyt. pożeramy zapasy :). Teraz już tylko kilkunastokilometrowy skok do Góry Kalwarii i jesteśmy na miejscu. Tu na główce wita nas miejscowa młodzież – czcząc nasze przybycie dużą ilością piwa, krzyku i donośnym techno-polo, które pomaga nam sprawnie się zapakować i ruszyć ciupasem do domku. Hej przygodo, już drżę na myśl o kolejnej tak hardcorowej przygodzie na groźnej rzece jak Pilica czy Wisła 🙂