W pierwszą niedzielę października wyruszyliśmy na zwałkę, bo przecież jesień to wspaniała pora na takie wyprawy. Trasę 14 km pokonaliśmy w ok 5 godz 15 min, z czego GPS nam powiedział, że mieliśmy ponad 2 godz 15 min postoju… Takie to postoje panie w GPSie – na zwałkach człowiek się nie przemieszcza to od razu zalicza mu się odpoczynek 🙂
Ruszyliśmy z Woli Polskiej Krzysiek, Kazik i ja. Z początku już rzeczka pokazała nam że nie będzie to wyprawa wypoczynkowa, tylko trochę nas przeciągnie po płyciznach i łachach. Nietypowy z kolei jak na mazowiecką rzeczkę był fakt, że po drodze nie napotkaliśmy na żadną budowlę hydrotechniczną zbudowaną ludzką ręką. Oczywiście mieliśmy świadomość że w Witówce ciut w górę rzeki jest jakaś zastawka, oraz we wsi Rządza poniżej naszej mety też coś jest, ale przez całe 14 km nic… Za to bobry dały popis swoich umiejętności inżynierskich. Tam zbudowanych przez te gryzonie było kilkanaście a może i kilkadziesiąt. Największa z nich zrobiła na mnie duże wrażenie: wysoka na około 120 cm różnicy poziomów wody, długa na kilkanaście metrów i co najciekawsze wygięta w łuk “pod prąd” rzeki. Właśnie w ten sposób buduje się największe tamy żeby napierająca woda ściskała i uszczelniała dodatkowo konstrukcję – i takie rozwiązanie właśnie zastosowały gryzonie… zastanawiające – kto z kogo ściąga 🙂
Pogodę podczas całej wyprawy mieliśmy świetną, chociaż rano było już widać pierwszy szron na trawie. Cały dzień bez jednej chmurki, bez wiatru i deszczu – to wymarzone warunki do podziwiania przyrody. A ta zaprezentowała się nam w pełnej krasie – full color 🙂 złota polska jesień.
Płynąc, w pewnym momencie natrafiliśmy na dość duże, a przede wszystkim gęsto zarośnięte, trzcinowisko. Widać było wpływającą w trzcinę wodę, ale żeby samemu tam się dostać trzeba było rękoma z mozołem rozgarniać trawy i pokrzywy. Prędkość podróżna – kilka metrów na minutę, bez nadziei na szybkie wypłynięcie z powrotem na nurt…
Podsumowując wyprawę – warto było zaliczyć kolejną niewielką i mało znaną rzeczkę zwałkową w okolicach Warszawy – 45 km licząc od Pałacu Kultury i Nauki. Warto było trochę się rozruszać po letnim lenistwie w nadziei, że dopóki rzeki nie zamarzną będzie można sobie regularnie popływać.

[do góry]