Świder na odcinku od Kołbieli do Woli Karczewskiej. Skład: Zygmunt F., Jurek G., no i ja 🙂 Całkiem miła wyprawa: kameralny skład, fajna pogoda, niezbyt uciążliwy odcinek, po prostu bajka…. Nikt nie zwracał uwagi na minus 7 C ani na to, że w niektórych miejscach rzeka była zamarznięta na całej swojej szerokości. Z powodów sprzętowych – ja i Jurek płynęliśmy Yukonami, Zygmunt laminatem – musieliśmy bawić się w lodołamacze. Cały wysiłek poczułem dopiero późnym wieczorem w domku – ze zmęczenia łupało mnie w krzyżu, ale chyba właśnie o to chodzi. W takich przypadkach człowiek wie, że jeszcze żyje :). Niestety ostatnie kilkaset metrów wyprawy musieliśmy przeciągnąć kajaki w śniegu do pół łydek, bo cała cofka przed tamą w Woli Karczewskiej zamarzła. A jakoś nie chciało się nam już na końcu wyprawy czołgać po lodzie… Tu warto pomyśleć o patencie na wiosło do tego typu celów, mam już pomysł na coś takiego w głowie ;> Wracając do wyprawy – bajkowa atmosfera, gdyż dzień wcześniej po południu i w nocy była niezła śnieżyca więc było mnóstwo świeżego śniegu, brakowało jedynie błysku słońca – wtedy zdjęcia byłyby efektowniejsze… Ale i tak było fajnie!

  • Świder 04.01.2009

[do góry]