Pierwsza wiosenna wyprawa mało eksplorowaną, niedaleką okolicą Wschodniego Mazowsza (okolice Mrozów i Węgrowa). Trasa z Porzenicy do Grodziska około 32 km zajęła nam 5 godzin wliczając w to przerwę śniadaniową. Skład Marek M., Kazik, Leszek C., Krzysiek S., Darek K. i ja.
Po kilku próbach znalezienia dojścia do rzeki zdecydowaliśmy się na zejście w Porzenicy do Witówki – o tej porze wyglądającej jak większy rów melioracyjny. Po kilku kilometrach niepostrzeżenie połączyła się z Kostrzynią i wtedy można już było nią płynąć. Poziom wody jaki był podczas roztopów pozostawił ślady na drzewach, więc widzieliśmy że najlepsze mamy już niestety za sobą – o około metr 🙁
Zgodnie z oczekiwaniami po przepłynięciu pod trasą krajową numer 2 rzeka zaczęła kręcić i mieć nieliczne zwałki w nurcie. Na jednej z nich prawie poległem, gdyż długim kajakiem byłem rufą jeszcze na poprzednim drzewie, a dziobem już na następnym. Gdy się lekko przechyliłem – przechylił się i kajak, ledwo uratowałem się podpórką wiosłem o dno – a było ok 2 metry więc trochę się podstresowałem 🙂

Przy jazie i zburzonym młynie w Polkowie-Daćbogach zrobiliśmy sobie przerwę na popas. Krzysztof oczywiście skoczył ów jaz:

Stąd po około 1,5 km Kostrzyń połączyła się z Liwcem, ale nie mieliśmy pewności która rzeczka wnosi do tego układu więcej wody… Za to w okolicach Wyszkowa mieliśmy największą atrakcję dnia. Pod stosunkowo wysokim mostkiem, gdzie płynął wartki nurt prawie wszystkim udało się przejść cało. Tylko Marek zaliczył pierwszą wiosenną kąpiel.
Następne kilka kilometrów do malowniczo położonej wsi Grodzisk upłynęło już na spokojnym płynięciu w grupie. Po dopłynięciu do mety pozostawało już tylko dociągnąć kajaki do drogi – czyli około 200 metrów pod górkę.
Przy okazji przebierania się mieszkańcy wsi poinformowali nas o starym grodzisku – czyli pozostałościach po ludzkim siedlisku jednym z największych na Mazowszu – wielkości około 5 hektarów. Jak się okazuje nawet w takich małych wioskach można znaleźć ciekawostki turystyczno-przyrodnicze na większą skalę.
Jednak najważniejszy jest wniosek z naszych kilku ostatnich spływów – zawsze trzeba wziąć ze sobą jakiegoś Marka i to on zaliczy kabinkę – reszta może spokojnie płynąć 🙂

Zapraszam do obejrzenia relacji zdjęciowej.

  • Witówka, Kostzryń, Liwiec 03.04.2010

[do góry]