Spływ Mienią w pełnej zimowej scenerii – 12.12.2010 Skład Makaron, Grzesiek O. i ja. Trasa niedługa, bo start zrobiliśmy w Kącku, natomiast wrażenia zmieniały się jak w kalejdoskopie. Najpierw wśród pól, brzegi były zasypane grubą pokrywą śniegową, która tworzyła fantastyczne kształty. Linia lodu – ślad po niedawnych mroźniejszych nocach na początku trasy była kilka-kilkanaście cm nad powierzchnią wody, jednak pod koniec płynięcia były to grube na ponad 10 cm płaty lodu zawieszone czasami nawet i pół metra wyżej niż lustro wody.

Zwałki jak to na Mieni – nie były uciążliwe, zwłaszcza, że większość trudnych momentów była pod wodą. Dały się we znaki betonowe słupy przerzucone jako kładki nad rzeczką, ale i to należało do lokalnego folkloru 🙂 Pewną nowością było utrudnione przejście pod remontowanym mostkiem w Boryszewie. Jednak nie wszystkie przeszkody pokonaliśmy klasycznie. Dwie z nich były na tyle wysokie nad wodę, że ich “koszerne” 🙂 przejście niepotrzebnie wydłużyłoby wyprawę, więc je obnieśliśmy. Tuż przed ujściem Mieni do Świdra miłym zaskoczeniem było zawalone kilkoma sosnami koryto rzek. Pokonanie tej zwałki było uwieńczeniem Mieni a zarazem sygnałem do przerwy kanapkowej.

Na koniec wymyśliliśmy dobie “dożynki”, czyli płynięcie do Grzegorza do Mlądza. Świdrem pod prąd około kilometra. Przy zamarzniętych krą brzegach i w miarę wysokiej wodzie płynącej zwężonym korytem stanowiło to naprawdę fajne wyzwanie. Na koniec “dożynki” trzeba było pokonać pod prąd bystrze pod mostem w Mlądzu, gdzie różnica poziomów wody to około 15 cm “pod górkę”. Niby nic, ale jak się już wysiadło z kajaka – człowiek był doooobrze rozgrzany 🙂

  • Mienia 12.12.2010

[do góry]