Tym razem jak rzadko kiedy spływ umówiliśmy na sobotę. Z Jankiem i Hipolitem mieliśmy odkrywać odcinek rzeczki, którą jeszcze nikt nie płynął. Z powodu wysokiego stanu wód na wszelakich ciekach możliwe było spłynięcie Czarnej już od wsi Czarna aż do Pustelnika.

Na samym starcie w powodu wielkiej wilgotności podłoża o mało co nie utknęlibyśmy w błocie po osie, ale szczęśliwym trafem mieliśmy ze sobą wiosła, którymi podkopałem koła i jakoś wypchnęliśmy auto. W ciągu roku rzeczka ma nie więcej niż 1-2 metry szerokości i głębokość rzędu 5-10 cm. Dzisiaj zdarzały się doły w których można było zanurzyć prawie całe wiosło (225 cm).

Początek spływu był za dość dużym zbiornikiem wodnym. Z tego zbiornika na rzekę prowadził wąski, metrowej szerokości upust. Janek go spłynął i ruszyliśmy w krzaki. Rzeczka obfita w wodę mocno kręciła wśród krzaków i drzew tak że czasami trudno było ocenić którędy płynąć. Gęste zarośla też robiły swoje – czepiały się rąk i wioseł skutecznie utrudniając płynięcie i manewrowanie. Na brzegach widać było, że najwyższy stan wody, wyższy o ok 30 cm, już przeszedł i teraz zostały po nim ślady.

Pierwszą przerwę na odpoczynek zrobiliśmy po ok 1:49 godz w którym to czasie pokonaliśmy nieco ponad 5,5 km. Uderzyła nas od razu swojska polskość, której najlepszą ekspresją były sterty śmieci bezpośrednio nad wodą. Ten widok prześladował nas aż do mety w większym bądź mniejszym stopniu, czasami widać było, że niektóre miejsca to śmietniska dla pokoleń tubylców.

Mimo wszystko piękna pogoda i (wreszcie) rozsądne temperatury dawały odczucia w pełni wiosennego spływu, który jednak mógł się zakończyć dla nas dość nieszczęśliwie. Na jednej z przeszkód Hipolit nie zachował dostatecznej czujności i robiąc zdjęcia dał się wciągnąć pod przeszkodę. Udało mu się wydostać i z niewielkimi stratami dołączył do nas. Jednak tu jest nauczka na przyszłość – zawsze pływamy w zasięgu wzroku i słuchu, bo takie przygody mogą się trafić każdemu.

Ze wzmożoną czujnością ruszyliśmy dalej. Teraz wielka ilość wody jak na tak małe koryto powodowała że woda licznymi strużkami rozlewała się na okoliczne pola i czasami rzeczka miała szerokość kilkuset metrów. Po spłynięciu całej rzeczki do koryta – w przewężeniach rzeczka gnała jak szalona slalomem miedzy drzewami i krzakami. Już po wpłynięciu do Pustelnika doszły dodatkowe utrudnienia – druty kolczaste w poprzek nurtu. Teraz trzeba było nie tylko uważać na krzaki i strugi wody kierujące kajak w niespodziewane kierunki, ale i na druty, które mogły dokonać największych zniszczeń. Oczywiście jak to bywa przy wysokiej wodzie wiele kładek i mostków robiliśmy z boku 🙂

Podsumowując – zrobiliśmy 14,74 km w ciągu ok 4 godzin. Pogoda zepsuła się dopiero jak wracaliśmy do domu, więc tym bardziej nam się spodobała wyprawa.

Zapraszam do relacji zdjęciowej tutaj