Krzysiek rzucił na mailu krótkie hasło – Warta w weekend 1-2.03.2014 więc z mojej strony wystarczyło pozwolenie od siły wyższej i już się pakowałem. Nie było łatwo wstać o 3:30 żeby być u niego na 5:30 a z nim dojechać na start przed 8 rano.

Mimo groźnie wyglądającego opisu miejsca postanowiliśmy wystartować spod mostu w Bobrach. W rzeczywistości pod mostem było kamieniste bystrze, które dla kajaków mogło się okazać po prostu niszczące z powodu ostrych krawędzi kamieni a nie z żadnego innego. Start o 8:37 i płyniemy w nieznane.

W planach mamy zrobić pierwszego dnia 65 km do Bobrowników, może więcej. Do pokonania mamy 4 przenoski stałe i kilka rozmytych progów zamienionych w bystrza. O ile samo płynięcie wychodzi nam ze średnią około 10 km/h bez specjalnego napinania się, to czas spędzony na przenoskach i przerwach śniadaniowych mocno spowolnił nam średnią. Do mostu w Bobrownikach dopływamy po prawie 9 godzinach. Sprawnie rozbijamy namioty i rozpalamy ognisko. Gorąca kolacja smakuje jak zawsze po całym dniu intensywnego wiosłowania. Po zaspokojeniu pierwszego głodu spokojnie “meldujemy” się naszym paniom że wszystko ok i zaczynamy pieczenie kiełbasek na ognisku. Pogoda jak przez cały dzień – bezwietrzna, niebo bezchmurne, jest wspaniale. Kładziemy się spać ok 21, ale już wtedy widzimy początki szronu na trawie i namiotach. W nocy mróz dał się nam we znaki, bo obydwaj mieliśmy kłopoty z temperaturą. Rano pobudka o 6:30 i wstajemy w zimowej atmosferze – wszystko białe od szronu i zimna. Dopiero po ok godzinie pierwsze promyki słońca roztapiają szron i ogrzewają powietrze. W nocy było poniżej -7 stopni.

Bez zbędnego pośpiechu startujemy ok 8:50 z planem spłynięcia kolejnych 65 km. Dzisiaj dwie przenoski stałe i kilka bystrzy na rozmytych progach. Szczególnie niebezpieczna jest przenoska w Działoszynie, gdzie silny nurt idzie w prawą stronę, dość mocny w lewą, a lądować trzeba pośrodku na wyspie, gdzie brzegu jest tyle, że starcza go tylko na jeden kajak. Muszę poczekać aż Krzysiek wyciągnie kajak na ląd abym mógł dobić do brzegu. Przy spływie wielokajakowym w tym miejscu może być problem z ogarnięciem ludzi.

Cały czas mamy piękną pogodę, możemy obserwować najpiękniejszy odcinek Warty, gdzie brzegi są urozmaicone lasami czy wzniesieniami dochodzącymi do 10 metrów nad poziom wody. Oprócz patrolujących z góry ptaków drapieżnych możemy zobaczyć czaple siwe i białe, żurawie, liczne kaczki, ale także parę dzięciołów czarnych, które specjalnie się przed nami nie kryją. Cały ten cas spędzony na wodzie pozwala nam się dobrze zresetować przed kolejnymi wyzwaniami w pracy.

Ostatnie kilka kilometrów postanowiliśmy popłynąć szybciej aby się po prostu trochę zmęczyć. Średnia z końcowych 5 km to 11 km/h co po dwóch dniach płynięcia z pełnymi kajakami uważam za w miarę dobry rezultat. Finalnie tego dnia wyszło nam 69 km w 8 godzin 22 minuty.

Tak czy inaczej ten weekend uważam za szczególnie udany – bo nie dość że przepłynąłem się z serdecznym kolegą to jeszcze wspólny czas spędziliśmy we wspaniałych okolicznościach przyrody – oczywiście WARTO było przepłynąć się Wartą. I oczywiście wszystkim polecam właśnie ten odcinek.

Zapraszam do relacji zdjęciowej