Na udział w spływie zdecydowaliśmy się z Agnieszką w ostatniej chwili – w piątek 11.10.2013 po południu. Część ekipy tj. Hipolit, Ania, Agnieszka, Jacek i Grzegorz, ruszyła w piątek wieczorem i rozbiła się z namiotami na mecie w Kurkach w miejscowej wypożyczalni kajaków. My z Agnieszką zabraliśmy się razem z Kasią i Grzegorzem w sobotę rano i na starcie w Waplewie zameldowaliśmy się ok 8:30 rano.
Na miejscu spotkaliśmy Korsarza i Edytę – z Brodnicy, którzy mieli spędzić z nami ten weekend. Po rozpakowaniu kajaków kierowcy pojechali rozstawiać auto na przenoskę w Swaderkach, a my mieliśmy czas aby przenieść kajaki na start i pogawędzić z właścicielem MEW z której to startowaliśmy.

Całkiem ciekawa jest historia obiektu, bo mimo że wszyscy nazywają to młynem to tak naprawdę jest tutaj Mała Elektrownia Wodna (MEW). Miejsce przestało być młynem na początku lat 60-tych ubiegłego wieku po tym jak został on rozebrany dla cegły, a urządzenia sprzedane na złom. Teraz jest tu turbina o niewielkiej mocy rzędu 45 kW przy dość dużej różnicy poziomów wody – około 7 metrów. Oczywiście przy dzisiejszym przepływie około 0,4m3/sek MEW nie osiąga swoich szczytowych możliwości, niemniej jednak pozwoli zaspokoić wszelakie potrzeby właściciela.

Po przyjeździe kierowców i ekipy z Kurek startujemy. Kajaki trzeba znieść z ok 4-metrowego nasypu do koryta rzeki, co mnie i Hipolita przerosło, więc zjechaliśmy w kajakach korzystając ze starej dobrej grawitacji 🙂 Jak już my się nachlapaliśmy zaczęli startować pozostali. Chętnie pomagaliśmy gdy Ania stwierdziła że jednak da sobie radę bez naszej pomocy. Tuż po skończeniu tego zdania zdała sobie sprawę że uciekł jej z ręki kajak z wiosłem na drugi brzeg rzeczki i jednak musi poprosić o pomoc…

Na jednej jedynej zwałce na tym odcinku niektórzy musieli wysiadać, a co najciekawsze – tuż po niej część wybrała lewą odnogę rzeczki. My popłynęliśmy prosto i odbiliśmy w lewo dopiero gdy nam to wskazała strzałka na drzewie. Tak czy inaczej spotkaliśmy się w przekopie prowadzącym z jeziora Myślice do rzeki. Z 4-metrowej szerokości przekopu prowadzącego przez mokradła mogliśmy zaobserwować parę bielików, którą prawie udało mi się sfotografować, prawie 🙂

Tuż po przepłynięciu pod mostem kolejowym na trasie Olsztynek-Nidzica, rzeka wpływa w las i jesienna przyroda przygotowuje nam kolejną niespodziankę – zmienne iglasto-liściaste zalesienie brzegów powoduje że prawie każde drzewo ma szatę kolorystyczną inną od swoich sąsiadów. Dodatkową atrakcją jest głęboki, miejscami 10-metrowej głębokości jar, przez który wije się Marózka. Trzeba pamiętać że cały czas płyniemy niewielką rzeczką o szerokości dochodzącej miejscami do 5 metrów szerokości i na tyle płytkiej że wciąż trzeba szukać nurtu aby nie szorować kajakiem po kamieniach.

Po wpłynięciu na jezioro Maróz, zbieramy się wszyscy razem i po krótkiej naradzie dzwonimy do smażalni ryb w Swaderkach aby zamówić obiad na który mamy zamiar zgłosić się za ok godzinę. Faktycznie – za godzinę dobiliśmy do brzegu i po spakowaniu rzeczy na przyczepę (przenoska) – przeszliśmy do smażalni na pstrągi.

Po przenosce/przewózce wsiedliśmy do kajaków i czym prędzej ruszyliśmy dalej. Zaczęło się już ściemniać więc musieliśmy trochę przyspieszyć. Za jeziorem Świętym kolejna przenoska, tyle że wcale nie oznaczona. Obnosimy kajaki lewą stroną wzdłuż płotu a potem w prawo do wody – razem około 300 metrów, ale do wody schodziliśmy już przy czołówkach. W sumie to całkiem fajne doświadczenie dla kogoś kto nie pływał w świetle czołówki 🙂 Po kilkuset metrach Marózka łączy się z Łyną i po kolejnych 100 metrach mamy obóz. Dzisiejszy dystans 23 km pokonane w 6 i pół godziny!

Następnego dnia mała modyfikacja składu: Agnieszka i Kasia wybierają okoliczne lasy i zbieranie grzybów, a cała reszta na wodę i płyniemy w stronę źródeł Łyny. Mijamy po drodze kolejne jeziora i jeziorka otoczone lasami w jesiennych barwach. Wszystko jest pięknie kolorowe i gdyby wyszło słońce to mielibyśmy prawdziwy pokaz złotej polskiej jesieni. Naszą wyprawę musimy zawrócić na ostatnim już jeziorku Krzyżewko. Niestety tym razem nie damy rady dopłynąć do źródeł, chociaż zabrakło nam ok 8 km płynięcia pod prąd. W ciągu całego dnia zrobiliśmy 16 km. Wracamy dokładnie na 14:00 aby spakować obóz i ruszać do domu. Okolica zachęca do powrotu zarówno kolorami i spokojną okolicą, ale też niezwykle przejrzystą wodą rzeki czy grzybnymi lasami.

Dzięki wszystkim za spotkanie na wodzie!

Zapraszam do relacji zdjęciowej tutaj