Tej niedzieli miało być nas więcej, jednak na starcie z kajakami zameldowaliśmy się tylko ja i Kazik. Bez kajaka był także Ropuch, który kontuzjowany pomstował że nie może z nami płynąć. Założenie dzisiaj było proste – płyniemy ze dwa-trzy razy do horyzontu i wracamy.

Gdy ruszaliśmy z cypla Czerniakowskiego pod prąd, zaczął lekko prószyć śnieg, abyśmy nie zapomnieli że to jednak jeszcze zima. Pierwsze pół godziny to przyzwyczajanie rąk do wzmożonego wiosłowania, ale za chwilę zapomnieliśmy o jakimkolwiek wysiłku, bo było mnóstwo tematów do obgadania…

Na ploteczkach zeszło nam się aż do Zawad (9,5 km trasy, 1h50 min), gdzie stanęliśmy na łyk ciepłej herbatki i rozprostowanie nóg. Już po chwili okazało się że na zewnątrz bardziej marzniemy niż wiosłując, więc wróciliśmy do kajaków i z powrotem pod prąd. Po dopłynięciu do którejś kolejnej ostrogi zarządzamy odwrót. W tym momencie mieliśmy przewiosłowane 13,1 km w 2h40 min. Powrót zrobiliśmy już bez żadnego przystanku i dlatego zajął nam tylko 1h05 min.

Generalnie dzisiaj zrobiliśmy 25,8 km bo powrotna trasa biegła już środkiem rzeki i dlatego była krótsza o 400 metrów. Czas włącznie z przerwą herbacianą to 3h40 minut więc średnia prędkość wyszła nam ok 7 km/h więc całkiem nieźle jak na spokojny niedzielny trening.